MENU

Ania i Tomek. Plener w szklarni

Sobota, piąta trzydzieści rano. Wsiadam do auta, kieruję się na południowy wschód. Gdzieś tam jest nasze miejsce docelowe. Leje. Nie pada, nie kropi, nie “jakoś to będzie” mży. Leje.

Z lekkim strachem pokonuję kolejne kilometry drogi. W drugim aucie siedzą Oni, na szczęście też są hardo nakręceni na to miejsce i morale nie spada.

Dojechałem, zaparkowałem. Szczere pole, pośrodku niego zarośnięta posesja. Przedzieram się przez zarośla i w momencie jestem cały mokry, spodnie kleją się do nóg, a ja w myślach besztam się, że nie wziąłem gumiaków.

Wchodzę do pierwszej szklarni, eufemistycznie mówiąc szału nie ma: szyby są powybijane, a natura totalnie wzięła to miejsce we własne władanie: pełno zdziczałych krzewów, drzewo przebiło dach. Mokro. Tutaj nic nie zrobimy.

Na szczęście jest druga szklarnia, przejście przez jej próg przenosi na drugą stronę lustra: w środku jest sucho i przyjemnie, pomimo spływających wokół strug deszczu.

Kładę plecak na ziemi, po raz pierwszy dziś się uśmiecham. Jest dobrze.

CLOSE